Fit & Sport,
Mundial,
Piłka nożna
Mundial w Brazylii oczami kobiety - Małe podsumowanie piłkarskich zmagań
13.7.14
Tak, to już koniec. Wiele osób odetchnie, jeszcze więcej kobiet odzyska swoich mężczyzn, którzy przez ostatni miesiąc za sprawą mocy magicznych byli zrośnięci z odbiornikami TV i pilotami niczym bliźnięta syjamskie. Mundial dobiegł końca - jedni się cieszą inni już zaczynają odliczać czas do kolejnej imprezy. Skoro koniec, to czas na małe podsumowanie skrzywionym piłkarsko, babskim okiem.
Ostatni miesiąc dla kibiców był czasem pełnym sprzeczności, kiedy to radość przeplatała się z dramatyzmem, soczyste wiązanki - w tym moje - z niekontrolowaną euforią i sportowym spełnieniem, a łzy i uśmiech gościły naprzemiennie na twarzach zawodników i piłkarskich entuzjastów.
Ostatni miesiąc dla kibiców był czasem pełnym sprzeczności, kiedy to radość przeplatała się z dramatyzmem, soczyste wiązanki - w tym moje - z niekontrolowaną euforią i sportowym spełnieniem, a łzy i uśmiech gościły naprzemiennie na twarzach zawodników i piłkarskich entuzjastów.
Faza grupowa była chyba najbardziej obfitującą w gole w całej mundialowej historii (choć mogę się mylić, bo wiecie - starość, nie radość i pamięć już nie ta). A co ruszało oprócz goli?
#Ślepi sędziowie
Nie obyło się bez kontrowersji, więc oprócz radochy z bramek, miałam ochotę zarąbać sztachetą co poniektórych sędziów, a tego z Japonii, na meczu otwarcia, to już w szczególności. Nie lubię jak pożalsięboże sędziunio okrada zawodników z goli! Chorwaci i Meksykanie się chyba za mną zgodzą w tej materii.
#Piłkarskie niebo
Takie niebo zafundowali sobie Oranje, rozjeżdżając Hiszpanów. Udał im się rewanż za mundialowy finał z RPA w 2010 roku, nie ma co. Van Persie bohaterem (jak dla mnie) meczu. Takich bramek nie ogląda się często. Jak nazwać jego strzał? - Może być "na delfina"?
Szwajcaria pod wodzą Hitzfelda również posmakowała piłkarskiego nieba.. Bramka dająca zwycięstwo, strzelona w doliczonym czasie na 15 sekund przed końcem. Nie chciałabym być w skórze Ekwadoru.
Niemcy rozjechali drewnianą Portugalię. Jarałam się hattrickiem Müllera - w ogóle, jeśli chodzi o piłkę, to się jaram wieloma rzeczami.
Kostaryka wykopuje Włochy. Jak ja lubię takie niespodziewanki. Tym bardziej, że nikt Kostaryki o taki zaskok nie podejrzewał, bo nasi cud eksperci roztrząsali fakt, że to nasza reprezentacja pokonałam ich kiedyś 2:1.
#Piłkarskie piekło
Holendrzy brutalnie zrzucili weń Hiszpanów. Musiało boleć, ale nie ma się co dziwić po takim wyniku. Złośliwi mówią, że Hiszpania reprezentowała na mundialu Polskę.
Portugalia musiała bardzo przeżyć porażkę z Niemcami. No ale cóż, sam Krychna Ronaldo wyniku nie wykręci.
Dla każdej z drużyn przegrana to mniejsze lub większe piekiełko i żal, ale jakby nie było, to i tak w najgłębsze czeluści piekielne trafiła Brazylia grając z Niemcami o finał - bywa. :)
#Faza pucharowa pod znakiem dogrywek i rzutów karnych
1/8
Holandia - Meksyk > Mimo turbobramki graczy Oranje strasznie mi było szkoda Meksyku. Po prostu.
Kolumbia - Urugwaj > Czyżby bez "gryzonia" Suareza Urugwaj nie istniał? W sumie szkoda, ale bramka Kolumbijczyków mniamuśna i awans w pełni zasłużony.
Brazylia - Chile > Czułam w kościach, że będzie dogrywka i karne. Żal mi Chilijczyków, bo gosodarze nijak nie zasłużyli na ten awans, ale - jak to mówią - niewykorzystane sytuacje i szanse się mszczą. Oni będą przeklinać to stwierdzenie długo, a słupki i poprzeczki będą im się śnić po nocach. Na karnych miałam mdłości, a potem mokre ślepia. Mogę robić za zawodową płaczkę.
Grecja - Kostaryka > Wiedziałam, że Kostaryka przejdzie dalej. Po prostu wiedziałam. W ogóle, po tym mundialu powinnam się przebranżowić na wróżkę.
Francja - Nigeria > W sumie to tak, jakby grała Francja z Francją. Jedyny mecz, który nie wywołał u mnie żadnych emocji, co w moim przypadku jest wyjątkowo dziwne.
Niemcy - Algieria > Dalej przeszedł faworyt, ok. Ale prawda jest taka, że Niemcy pokpili sprawę i nie obraziłabym się, jakby ich Algieria ukarała. Upiekło im się, ot co.
Argentyna - Szwajcaria > Mimo że zawsze z sympatią podchodziłam do reprezentacji Argentyny, to jednak moje europejskie serducho było za Szwajcarią. Dobra szkoła Ottmara nie zdołała zatrzymać Messiego i spółki. Zabolało, było przykro bardzo. Miałam ochotę z nimi zapłakać.
Belgia-USA > Chyba najlepsza dogrywka w 1/8. Nie podoba mi się (i nigdy mi się nie podobało) wprawdzie, jak grają Belgowie i dlatego trochę szkoda "Kapitanów-Amerykanów".
W przerwie między meczami byłam, jak na głodzie. Kto to w ogóle wymyślił, żeby robić takie przerwy.
1/4
Francja - Niemcy > Właściwie można by powiedzieć, że Nigerio-Gabon kontra Tunezjo-Turcja. Gdyby Francja grała z kimś innym krzyczałabym Allez les Bleus, ale że grali z Niemcami - no cóż, skoro już naumiałam się "języka wroga" - jak mawiał mój dziadek - to mój duch kibicowski był za sąsiadami zza Odry. W tym miejscu muszę napisać, że był to chyba jeden z nudniejszych meczów, jakie kiedykolwiek oglądałam. Spodziewałam się wielu emocji, a tu nawet zwykłej klepaniny było mało.
Brazylia - Kolumbia > Mecz dużo lepszy od pierwszego ćwierćfinału, pełen emocji i napięcia. Na minus: "ściany" stojące za Brazylią, sędzia, który nie ogarniał tego, co się dzieje (dużo nieodgwizdanych fauli). Tak samo, jak w 1/8 powinno awansować Chile, tak tutaj dalej powinna przejść Kolumbia. Cóż...
Holandia - Kostaryka > Tutaj serce i emocje fikały koziołki. Z jednej strony europejska pikawka podpowiadała, by być za Oranje, z drugiej natomiast kciuki same się zaciskały, by przynieść szczęście Kostaryce, choćby w nagrodę za to, że w każdym meczu dawali z siebie wszystko i zaszli tak daleko. Już w trakcie pierwszej połowy wiedziałam, że będą rzuty karne. Czas chyba się przebranżowić na wróżkę i wygryźć najbardziej znanego w Polsce wróżbitę. Dla mnie był to ten mecz, który na koniec wywołuje nawadnianie oczodołów - tak, było mi szkoda Kostaryki.
Belgia - Argentyna > Wiedziałam, że dalej przejdzie Argentyna. To się wie i tyle. Nie spodziewałam się jednak, że to przejście odbędzie się w takich boleściach. Życzyłam sobie emocjonalnego uniesienia, a tu kiszka. Mecz mi tyłka nie urwał, mało tego, czułam, jak mi wszystko z nudów opada.
Kolejny głód. Ja wiem, że piłkarskie robaczki się muszą zregenerować, ale nie lubię być na głodzie. Oczywiście mogłabym się zająć czymś bardziej pożytecznym - zacząć dziergać swetry na zimę na drutach, mimo że nie potrafię - ale mózg mi podpowiada, że pożytecznie to on się będzie spełniał po mundialu. Pozostała mi więc nierówna walka z upałem, schładzanie i dyszenie z gorąca.
1/2
Pierwszy półfinał: Brazylia-Niemcy. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem byłam za "Helmutami", w sumie to mało jest takich sytuacji, gdy kibicuję innej ekipie, o czym wspominałam w moich mundialowych wywodach. Jednak tutaj byłam gotowa odstawić dzikie tańce plemienne tylko po to, żeby Brazylia odpadła. Tak, nie cierpię ich obecnej drużyny. I cieszę się niezmiernie, że przyszła kryska na Matyska. Koniec srania po krzakach, sędzia mógłby stawać na głowie, a i tak by nie dali rady Niemcom. Zasłużyli na tę bolesną porażkę, koniec, kropka. Mogłabym narzekać, że takie wczesne rozstrzygnięcie zabiło emocje i cały spektakl, ale nie zrobię tego, bo mimo wysokiego prowadzenia Niemcy dalej grali swoje. A z ciekawostek - taki wynik, jaki padł między tymi drużynami, wytypowało 8 (osiem) osób na świecie - ciekawe, ile kasiorki postawili typując owy wynik.
Regulaminowy czas drugiego półfinału Argentyna-Holandia nie wywołał u mnie gęsiej skórki i emocji z wysokiej półki. Za kim byłam? - Za... dobrym meczem, a tymczasem był to po prostu mecz, bardzo zachowawczy, jak dla mnie. Już po pierwszej połowie stwierdziłam, że na 100% będzie dogrywka, która też nie przyniesie rozstrzygnięcia. A karne, cóż, loteriada, w której szczęśliwsze losy wyciągnęła Argentyna. Głód zwycięstwa i chęci sięgnięcia po to pożądane w piłkarskim światku trofeum nie wystarczyły Holandii do napisania nowego rozdziału w piłkarskiej historii pomarańczowego kraju. A może trzeba się było bardziej otworzyć i tak nie skupiać na obronie? Szkoda mi Pomarańczowych, chociaż gdyby odpadła Argentyna, to też czułabym żal - tak, to ten etap, kiedy ciężko żegnać się z pokonanymi. Na początku tych mistrzostw wytypowałam Argentynę na "mieszacza" tego turnieju - czy to znak, że trzeba zacząć obstawiać mecze? Muszę się nad tym poważnie zastanowić.
Mecz o 3. miejsce
Holandia - Brazylia > Nie będę się rozpisywać. Brazylijczycy cały turniej ćwiczyli płacze i szlochy niczym zawodowe i wysoce wykwalifikowane płaczki na etacie, więc byli przygotowani na tę okoliczność. Holandia zrobiła mi dobrze dokopując ostatecznie "królom samby". Wygrali zasłużenie, koniec, kropka. :)
FINAŁ
Niemcy - Argentyna > To jeden z tych finałów, kiedy serce jest tak rozdarte, że bardziej się nie da. To taki mecz, który z jednej strony chce się oglądać, a z drugiej człowiek się boi patrzeć na to, co się wydarzy - a ja nigdy nie lubiłam horrorów, tudzież innych thrillerów. Przez cały czas regulaminowy zastanawiałam się na kim się zemszczą niewykorzystane okazje, które występowały w takiej ilości, że... zaczęło się to robić nudne - tak, zaczęłam ziewać, świat się kończy! To był jeden z tych finałów, kiedy - między jednym a drugim ziewnięciem - najczęstszym zbitkiem słowo-myśli było: "No, strzelajcie rzesz to, kufffa!" Takiego niedostatku bramkowego to ja się nie spodziewałam...
Koniec! Mi się podobało. To był gorący miesiąc. Ale w tym miejscu niech mi ktoś wyjaśni, jak to jest, że mundialowy czas tak szybko przelatuje - turbodoładowanie, czy jak? Teraz, przez tydzień, wszyscy będą przeżywać to, co już za nami, a potem pozostanie odliczanie do kolejnych zmagań poprzedzonych eliminacjami, sparingami i całą okołopiłkarką maszynerią, łącznie z nowymi transferami na poziomie lig wszelkich, wszak mundial zawsze rodzi nowe gwiazdy.
Zdjęcie pochodzi z pixabay.com, CC0, jarmoluk