Niezaprzeczalnym plusem pierwszych miesięcy roku jest to, że do kin wchodzi spora ilość nowości i bez problemu można oddać się wielkoekranowej rozrywce. Na celowniku mieliśmy trzy pozycje - dwie polskie, jedną zagraniczną - i potrzebowaliśmy chwili, by się zdecydować. Będąc jeszcze pod pozytywnym wpływem rodzimej kinematografii za sprawą obejrzanych kilka miesięcy temu Bogów, nasz wybór padł ostatecznie na Ziarno Prawdy w reżyserii Borysa Lankosza.
Kadr z filmu - Fot. next-film.pl
Film był z pewnością wyczekiwany przez fanów Zygmunta Miłoszewskiego, zaczytujących się w jego powieściach. Przyznaję, że to była jedna z niewielu ekranizacji, z którymi miałam styczność na świeżo, bez wcześniejszego czytania książki. Dodam jednak, że nieznajomość lektury w niczym nie przeszkadza w tym przypadku.
Aktorzy
Nigdy nie byłam zwolenniczką filmów, gdzie lista nazwisk głównej obsady nigdy się nie kończy i w trakcie oglądania wypadałoby robić notatki, żeby się nie pogubić, kto, skąd, na co, i po co. Tutaj nie mamy przesadnej mnogości postaci, więc możemy się spokojnie skupić na najważniejszych odtwórcach ról, a ci dają radę całkiem dobrze. Nie będę się z zachwytu unosić nad ziemią, ale narzekać też nie będę.
Robert Więckiewicz jako prokurator Szacki dobry, choć w pewnych momentach trochę, moim zdaniem, przerysowany. Z jednej strony wkurwiony, doświadczony przeszłością i epatujący wyższością w stosunku do innych, a z drugiej śledczak niczym brownowski Robert Langdon, odczytujący symbole, biegający po kościołach i grzebiący w archiwach. W przypadku tego filmu na większą uwagę zasługuje Jerzy Trela, który wciela się w rolę starego, policyjnego wygi - Wilczura - z sandomierskiej pipidówy. Jak dla mnie, najbardziej prawdziwy w całym obrazie.
Robert Więckiewicz jako prokurator Szacki dobry, choć w pewnych momentach trochę, moim zdaniem, przerysowany. Z jednej strony wkurwiony, doświadczony przeszłością i epatujący wyższością w stosunku do innych, a z drugiej śledczak niczym brownowski Robert Langdon, odczytujący symbole, biegający po kościołach i grzebiący w archiwach. W przypadku tego filmu na większą uwagę zasługuje Jerzy Trela, który wciela się w rolę starego, policyjnego wygi - Wilczura - z sandomierskiej pipidówy. Jak dla mnie, najbardziej prawdziwy w całym obrazie.
Dialogi
Moim zdaniem, jedne z lepszych. Dopracowane, bez zbędnych pierdół, konkretne, a tam, gdzie trzeba uszczypliwe. Na ich przykładzie widać, że współpraca na płaszczyźnie reżyser-autor książki przyniosła produkt, który bardzo fajnie współgra z całym obrazem.
Obraz i Muzyka
Ścieżka dźwiękowa Abla Korzeniowskiego robi robotę od samego początku do końca. To nie jest przygrywka od czapy, pojawiająca się jakby obok obrazu. To dźwięk, który nastraja i buduje napięcie od pierwszych minut. Można nie lubić kryminałów, ale chociażby dla samej muzyki warto się z tym filmem zapoznać. Jeśli zaś chodzi o obraz, to w kwestii technicznej nie będę się w ogóle wypowiadać, bo ani ze mnie znawca, ani mi to nie jest do szczęścia szczególnie potrzebne.
Ścieżka dźwiękowa Abla Korzeniowskiego robi robotę od samego początku do końca. To nie jest przygrywka od czapy, pojawiająca się jakby obok obrazu. To dźwięk, który nastraja i buduje napięcie od pierwszych minut. Można nie lubić kryminałów, ale chociażby dla samej muzyki warto się z tym filmem zapoznać. Jeśli zaś chodzi o obraz, to w kwestii technicznej nie będę się w ogóle wypowiadać, bo ani ze mnie znawca, ani mi to nie jest do szczęścia szczególnie potrzebne.
Jeżeli się nie czytało książki, film jak najbardziej trzyma w napięciu, podaje na tacy intrygę, każe zbierać w trakcie oglądania elementy układanki. Oprócz czystej rozrywki, przemyca też problematykę społeczną, w której od zawsze obecne były takie ludzkie cechy jak chociażby zawiść, chęć zemsty, czy niechęć w stosunku do obcych. Jeśli umiejscowimy to wszystko w zaściankowej społeczności małej miejscowości, dostaniemy opowieść ze skrywaną tajemnicą z przeszłości w tle, która okaże się prawie idealną przykrywką dla zabójcy.